Kłamstwa mogą wygrać sprint,
ale to prawda wygra cały maraton!
- Michael Jackson
Kilka kolejnych dni minęło męcząco. Treningi dłużyły się w nieskończoność, a ja po nich padałam dosłownie na twarz. Przybywając tutaj nie wiedziałam, że będę musiała się aż tak wielu rzeczy nauczyć. Oczywiście z każdym dniem szło mi coraz lepiej. Potrafię już sobie poradzić z ulewą jajek, którą byłam codziennie napadana przez ukochanego nauczyciela. Poznałam kilka małych zaklęć, które mogą przydać się w każdym ważnym momencie. Umiem rozniecać ogień palcem, kierować ruchem wody, czy sprawiać, aby wiatr wiał z ogromną prędkością. Faktycznie posiadałam magiczne moce, które były zaskakujące. Żałowałam, że wcześniej ich w sobie nie odkryłam. Dzięki nim mogłam mieć o wiele łatwiejsze życie.
Dzisiaj miałam przejść o poziom wyżej. Moi nauczyciele przygotowali dla mnie jakiś wielki test, w którym będę musiała użyć wszystkich dotychczasowo poznanych wiadomości i umiejętności. Dostałam od nich specjalnie przygotowany na tą okazję strój. Były to ciemne przylegające do ciała spodnie oraz bluzka z długim rękawem o podobnym odcieniu. Ona również opinała moje ciało. W tych ciuchach było mi strasznie wygodnie. Czułam się właściwie jak jakiś kolaż, w tych swoich obcisłych spodenkach.
Kiedy byłam gotowa na specjalne zadanie dostałam rozkaz od jednej ze służących, aby wyjść na zewnątrz zamku, do ogrodu, ponieważ właśnie tam czekają na mnie trenerzy ze specjalnym zadaniem. Jak zwykle posłusznie skierowałam się do wyjścia. Przemierzając korytarz natknęłam się na Anthony'ego, który jak zwykle pochłonięty był służeniem królowej Emmanueli. Uśmiechnęłam się do niego, a on automatycznie przystanął.
- Witaj - powiedział kłaniając się.
Mimo, że strasznie mnie to denerwowało wykonywał ten gest za każdym razem, gdy tylko mnie zobaczył. Nie rozumiałam tych przedpotopowych zasad. Dlatego też, za każdym razem starałam się to ignorować. Chciałam się odezwać, ale chłopak mi to uniemożliwił, ponieważ sam zaczął krótką konwersację.
- Porozmawiamy później. Śpieszę się. Mamy mały problem - dodał pośpiesznie oddalając się ode mnie.
- Co się stało? - wykrzyknęłam za nim.
- Mamy niespodziewanego gościa. Dowiesz się o wszystkim później. Powodzenia na treningu - powiedział i zniknął w dalszej części korytarza.
Postanowiłam nie przejmować się tą rozmową. Z pewnością, jeżeli działoby się coś złego zostałabym poinformowana o tym jako jedna z pierwszych. Dodatkowo chłopak zapewnił mnie, że wkrótce się o wszystkim dowiem. W końcu to ja miałam ich ratować o tych wszystkich złych istot, czy czegoś tam innego, a bez informacji na takie tematy trudno byłoby mi tego dokonać.
Gdy tylko rozejrzałam się wokoło doznałam szoku. Na wielkim placu stał również wielki labirynt. Był wykonany z pnączy roślin. Jego wysokość sięgała kilku metrów, więc nie za bardzo wiedziałam co znajduje się w środku. A długość była również bardzo imponująca. Najdziwniejsze było to, że wcześniej nigdy go tu nie widziałam. Nieźle musieli się postarać, aby takie coś stworzyć tylko na potrzeby zadania. A właściwie to nie napracowali się wcale, bo z pewnością użyli jakiejś swojej magicznej sztuczki. Tak jak zwykle robili, gdy mieli do wykonania jakieś trudne zadanie.
Podeszłam do trenerów, którzy znajdowali się tuż przy moim "zadaniu". Każdy z nich uśmiechał się promiennie spoglądając na mnie. Kiedy już stanęłam przed nimi zaczęli tłumaczyć mi zasady gry, które właściwie nie były strasznie skomplikowane.
- Za nami znajduje się twój test sprawności. Jak już zdążyłaś pewnie zauważyć jest to labirynt - odezwał się pierwszy nauczyciel magii. - Musisz go pokonać za pomocą wszystkich swoich zdolności, które do tej pory dzięki nam wyćwiczyłaś. Wykaż się sprytem i rozwagą. Każdy twój zły ruch sprawi, że jeszcze trudniej będzie ci się wydostać na zewnątrz.
- Dodatkowo masz ograniczony czas. Nie możesz przekroczyć piętnastu minut. Jeżeli ci się nie uda powtórzysz test za kilka dni po kolejnych dniach ćwiczeń - dodał nauczyciel walki.
- Jeżeli będziesz chciała się poddać możesz wcisnąć ten guzik - w tym momencie dostałam do ręki pilota, na którym znajdował się tylko czerwony przycisk, pewnie to właśnie ten guzik miałam wcisnąć. - Dzięki niemu automatycznie teleportujesz się do nas na zewnątrz.
Dostałam jeszcze kilka instrukcji. Na koniec potaknęłam głową na znak, że jestem gotowa., na to aby zmierzyć się z postawionym mi wyzwaniem. Trenerzy uścisnęli mi dłoń dodając jednocześnie otuchy miłymi słowami, następnie nakazali ustawić mi się przed wejściem do labiryntu. Tak jak mi kazali, tak zrobiłam. Po chwili usłyszałam dźwięk trąbki, który miał oznaczać start. Na niebie pojawił się wielki, prostokątny stoper, który zaczął naliczać sekundy. Najszybciej jak mogłam wbiegłam do środka.
Wnętrze labiryntu nie było zbyt zaskakujące. Tak jak na zewnątrz ściany były zbudowane z pnącza. Przed sobą widziałam długą prostą drogę. Jak na początek to nie było to takie straszne. Nie widziałam dookoła siebie żadnych przeszkód. Biegłam najszybciej jak potrafię, ponieważ musiałam zyskać na czasie. Mógł mi się on przydać w przyszłości, gdy będę miała jakieś problemy z pokonaniem jakiegoś odcinka.
Cały czas biegłam przed siebie, ale przede mną nie pojawiły się żadne przeszkody. Po pokonaniu kilku metrów ze ścian zaczęły "wychodzić" wielkie, siwe kolce, które coraz bardziej zbliżały się do siebie. Wyglądało to jak jakiś zjazd wiertarek, które nagle mnie znienawidziły i postanowiły zabić. Nie było to zbyt cudowne. Moim jedynym pomysłem było szybkie przeciśnięciem się. Nie było to jednak łatwe, ponieważ kolce były całkiem blisko siebie zostawiając niewielką wolną przestrzeń. Nie chciałam stać się marmoladą już na pierwszym zadaniu, ale nie mogłam też się poddać. Wciągnęłam brzuch i nie oddychając przecisnęłam się bokiem, lekko zahaczając ciałem o jeden z prętów.
- Pierwsza przeszkoda pokonana! - powiedziałam zadowolona sama do siebie.
Zerknęłam na stoper. Nie minęły jeszcze dwie minuty, a przed moimi oczami pojawiła się kolejna przeszkoda. Były to wielkie, drewniane kłody, które turlały się w moją stronę. Mogłabym je z łatwością przeskoczyć, gdyby nie to, że ich grubość była tak wielka, ze sięgały mi aż do pasa. Drzewa zbliżały się do mnie, a ja nie wiedziałam co zrobić. Musiałam działać szybko. Wypchnęłam ręce przed siebie zamykając jednocześnie oczy ze strachu. Mój eksperyment zadziałał, ponieważ kłody automatycznie zmieniły kierunek oddalając się ode mnie. Zdmuchnęłam palec udając, że to coś w rodzaju pistoletu. I znowu miałam powód do dumy.
Przebiegłam ponownie kilka metrów pokonując kolejny odcinek. Tym jednak razem przed moimi oczami ukazało się rozwidlenie. Miałam wybór iść w prawą lub lewą stronę. Automatycznie wybrałam lewą. Jednak po przejściu sporego kawałka doszłam do ślepego zaułka, czyli dokonałam złego wyboru. Przeklęłam w myślach, ponieważ musiałam zawrócić. Oczywiście przez to straciłam kilka cennych sekund.
Kiedy wróciłam na dobrą drogę od razu zaczęły pojawiać się kolejne przeszkody. Musiałam pokonać rzekę płomieni, wielką betonową ścianę, wiele rozwidleń, imitacji ludzi, czy zwierząt oraz ulewę jajek, która towarzyszyła mi przez wiele treningów. Mimo małych problemów z każdą przeszkodą dawałam sobie radę. Właściwie to myślałam, że od razu polegnę, a tu taka niespodzianka. Jednak nie byłam, aż taka zła jak myślałam.
Schody jednak zaczęły się przy następnym zadaniu. Stoper wskazywał, że minęło już ponad dziesięć minut. Pojawiła się przede mną wielka, czarna chmura. Wyglądało to trochę jak mgła, jednak nie o właściwym odcieniu. Nic nie widziałam. Dym otaczał mnie ze wszystkich stron, a ja nie mogłam się z niego wydostać. Próbowałam wymachiwać rękami wypowiadając zapamiętane zaklęcia. Jednak to wszystko nie dawało określonego skutku.
- To już koniec - pomyślałam wyciągając z kieszeni pilota.
Gdy już tylko miałam utracić całkowitą widoczność ujrzałam zwisające na moją głową, z nieba fiolki z różnokolorowymi płynami w środku. Od razu resztką sił sięgnęłam je. Nie było to jednak łatwe. W końcu jednak miałam w rękach wszystkie pięć fiolek. Powstał jednak mały problem, nie wiedziałam co mam do czego dodać, aby było wielkie ratujące mnie bum.
Patrzałam po kolei na kolory płynów. Próbowałam odtworzyć sobie w pamięci lekcje z mieszania eliksirów. Zawsze zaczynało się od czerwonego płynu. Do była podstawa. Dlatego też pozostałe fiolki postawiłam na ziemi. Oczywiście żebym łatwiej zapamiętała co do czego się dodaje do każdej mikstury wymyślałam różne piosenki. Może i było to trochę dziwne, ale mi zawsze pomagało. Było jednak ich tak sporo, że musiałam się nieźle wysilić żeby ją sobie przypomnieć. No i nagle mnie oświeciło.
- By pokonać ciemną mgłę do czerwieni dodaj biel, jeszcze kroplę niebieskiego, a na koniec dwie żółtego - śpiewałam wykonując określone czynności.
Na koniec wstrząsnęłam fiolką i zaczęłam rozlewać ją wokół siebie. Oczywiście zadziałało, tak jak na treningu. Z rozlanej mikstury zaczął wychodzić blask, który niszczył chmurę. Dzięki temu widziałam coraz lepiej. Zerknęłam na stoper została tylko minuta, a ja miałam jeszcze trochę drogi do wyjścia. Zaczęłam biec, jak najszybciej pokonując wielkie kule zwieszone z nieba, które bujały się od prawej do lewej. W końcu dotarłam do wyjścia. Chciałam spojrzeć na zegar, jednak nie zdążyłam ponieważ zniknął. Miałam nadzieję, że udało mi się zmieścić w piętnastu minutach. Trenerzy od razu do mnie podbiegli. Cała zdyszana spojrzałam na nią, a oni tylko się uśmiechnęli.
- Czternaście minut pięćdziesiąt dziewięć sekund i dziewięć dziesiątych setnych sekundy - powiedział jeden z nich, a ja automatycznie go uścisnęłam.
- Udało się! - krzyknęłam.
Może i nie było to nic wielkiego, ale udowodniłam sobie, ze potrafię. Może i w normalnej szkole zawsze miałam jedne z najlepszych wyników, ale to jednak nie było moją zasługą. To rodzice zawsze byli jednymi z większych sponsorów szkoły, dlatego oni też nie mogli traktować mnie tak jak pozostałych. Teraz jednak taki wynik osiągnęłam sama, dzięki swojej ciężkiej pracy. Byłam z tego dumna. W końcu miałam takie prawo.
- Gratulacje - tym razem obok mnie pojawiła się królowa.
Uśmiechnęłam się do niej. Nie wiedziałam co powiedzieć, w końcu to ona nakazała mi tych morderczych treningów. Zaliczyłam je bezbłędnie i to powinno jej wystarczyć.
- Dałaś radę. Prawie nikomu z naszej rodziny nie dało się pokonać labiryntu w ciągu piętnastu minut. Nawet mnie - dodała. - Teraz jednak mam dla ciebie inne zadanie.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Miałam nadzieję, na spokojną drugą część dnia, ale widocznie moje marzenia nie zostaną spełnione.
- Jakie zadanie? - zapytałam oczekując odpowiedzi.
- Zdecydujesz, co zrobimy z jednym z naszych wrogów. Teraz to ty głównie będziesz dbała o bezpieczeństwo naszego Królestwa, dlatego też to będzie twoje zadanie na dzisiaj - dodała.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie chciałam, aby na moich barkach ciążyła odpowiedzialność za kogoś. Nie chciałam być winna czyjeś śmierci. Od razu przypomniałam sobie zdarzenie z rana, jak spotkałam Anthony'ego. Pewnie to właśnie o tą osobę mu chodziło.
Cześć wszystkim. Rozdział dopracowany przeze mnie. Długość starałam się ogarnąć jak największą, jednak tak by nie przynudzać. Mam nadzieję, ze podoba się wam to wszystko. Pojawił się wątek Julity. Poza tym było sporo akcji. Zapraszam do komentowania. A kolejny rozdział już w połowie listopada.
- Witaj - powiedział kłaniając się.
Mimo, że strasznie mnie to denerwowało wykonywał ten gest za każdym razem, gdy tylko mnie zobaczył. Nie rozumiałam tych przedpotopowych zasad. Dlatego też, za każdym razem starałam się to ignorować. Chciałam się odezwać, ale chłopak mi to uniemożliwił, ponieważ sam zaczął krótką konwersację.
- Porozmawiamy później. Śpieszę się. Mamy mały problem - dodał pośpiesznie oddalając się ode mnie.
- Co się stało? - wykrzyknęłam za nim.
- Mamy niespodziewanego gościa. Dowiesz się o wszystkim później. Powodzenia na treningu - powiedział i zniknął w dalszej części korytarza.
Postanowiłam nie przejmować się tą rozmową. Z pewnością, jeżeli działoby się coś złego zostałabym poinformowana o tym jako jedna z pierwszych. Dodatkowo chłopak zapewnił mnie, że wkrótce się o wszystkim dowiem. W końcu to ja miałam ich ratować o tych wszystkich złych istot, czy czegoś tam innego, a bez informacji na takie tematy trudno byłoby mi tego dokonać.
~*~
Po kilku minutach znalazłam się w ogrodzie znajdującym się tuż przy zamku. Miał on wielką powierzchnię. Trawnik był idealnie zielony, żywopłoty po prawej i lewej stronie idealnie przycięte, a dodatkiem była ogromna fontanna stojąca na środku placu. Znajdował się tutaj również mały mostek ze strumykiem i ścieżka kamienna prowadząca od zamku do drogi do miasta.Gdy tylko rozejrzałam się wokoło doznałam szoku. Na wielkim placu stał również wielki labirynt. Był wykonany z pnączy roślin. Jego wysokość sięgała kilku metrów, więc nie za bardzo wiedziałam co znajduje się w środku. A długość była również bardzo imponująca. Najdziwniejsze było to, że wcześniej nigdy go tu nie widziałam. Nieźle musieli się postarać, aby takie coś stworzyć tylko na potrzeby zadania. A właściwie to nie napracowali się wcale, bo z pewnością użyli jakiejś swojej magicznej sztuczki. Tak jak zwykle robili, gdy mieli do wykonania jakieś trudne zadanie.
Podeszłam do trenerów, którzy znajdowali się tuż przy moim "zadaniu". Każdy z nich uśmiechał się promiennie spoglądając na mnie. Kiedy już stanęłam przed nimi zaczęli tłumaczyć mi zasady gry, które właściwie nie były strasznie skomplikowane.
- Za nami znajduje się twój test sprawności. Jak już zdążyłaś pewnie zauważyć jest to labirynt - odezwał się pierwszy nauczyciel magii. - Musisz go pokonać za pomocą wszystkich swoich zdolności, które do tej pory dzięki nam wyćwiczyłaś. Wykaż się sprytem i rozwagą. Każdy twój zły ruch sprawi, że jeszcze trudniej będzie ci się wydostać na zewnątrz.
- Dodatkowo masz ograniczony czas. Nie możesz przekroczyć piętnastu minut. Jeżeli ci się nie uda powtórzysz test za kilka dni po kolejnych dniach ćwiczeń - dodał nauczyciel walki.
- Jeżeli będziesz chciała się poddać możesz wcisnąć ten guzik - w tym momencie dostałam do ręki pilota, na którym znajdował się tylko czerwony przycisk, pewnie to właśnie ten guzik miałam wcisnąć. - Dzięki niemu automatycznie teleportujesz się do nas na zewnątrz.
Dostałam jeszcze kilka instrukcji. Na koniec potaknęłam głową na znak, że jestem gotowa., na to aby zmierzyć się z postawionym mi wyzwaniem. Trenerzy uścisnęli mi dłoń dodając jednocześnie otuchy miłymi słowami, następnie nakazali ustawić mi się przed wejściem do labiryntu. Tak jak mi kazali, tak zrobiłam. Po chwili usłyszałam dźwięk trąbki, który miał oznaczać start. Na niebie pojawił się wielki, prostokątny stoper, który zaczął naliczać sekundy. Najszybciej jak mogłam wbiegłam do środka.
Wnętrze labiryntu nie było zbyt zaskakujące. Tak jak na zewnątrz ściany były zbudowane z pnącza. Przed sobą widziałam długą prostą drogę. Jak na początek to nie było to takie straszne. Nie widziałam dookoła siebie żadnych przeszkód. Biegłam najszybciej jak potrafię, ponieważ musiałam zyskać na czasie. Mógł mi się on przydać w przyszłości, gdy będę miała jakieś problemy z pokonaniem jakiegoś odcinka.
Cały czas biegłam przed siebie, ale przede mną nie pojawiły się żadne przeszkody. Po pokonaniu kilku metrów ze ścian zaczęły "wychodzić" wielkie, siwe kolce, które coraz bardziej zbliżały się do siebie. Wyglądało to jak jakiś zjazd wiertarek, które nagle mnie znienawidziły i postanowiły zabić. Nie było to zbyt cudowne. Moim jedynym pomysłem było szybkie przeciśnięciem się. Nie było to jednak łatwe, ponieważ kolce były całkiem blisko siebie zostawiając niewielką wolną przestrzeń. Nie chciałam stać się marmoladą już na pierwszym zadaniu, ale nie mogłam też się poddać. Wciągnęłam brzuch i nie oddychając przecisnęłam się bokiem, lekko zahaczając ciałem o jeden z prętów.
- Pierwsza przeszkoda pokonana! - powiedziałam zadowolona sama do siebie.
Zerknęłam na stoper. Nie minęły jeszcze dwie minuty, a przed moimi oczami pojawiła się kolejna przeszkoda. Były to wielkie, drewniane kłody, które turlały się w moją stronę. Mogłabym je z łatwością przeskoczyć, gdyby nie to, że ich grubość była tak wielka, ze sięgały mi aż do pasa. Drzewa zbliżały się do mnie, a ja nie wiedziałam co zrobić. Musiałam działać szybko. Wypchnęłam ręce przed siebie zamykając jednocześnie oczy ze strachu. Mój eksperyment zadziałał, ponieważ kłody automatycznie zmieniły kierunek oddalając się ode mnie. Zdmuchnęłam palec udając, że to coś w rodzaju pistoletu. I znowu miałam powód do dumy.
Przebiegłam ponownie kilka metrów pokonując kolejny odcinek. Tym jednak razem przed moimi oczami ukazało się rozwidlenie. Miałam wybór iść w prawą lub lewą stronę. Automatycznie wybrałam lewą. Jednak po przejściu sporego kawałka doszłam do ślepego zaułka, czyli dokonałam złego wyboru. Przeklęłam w myślach, ponieważ musiałam zawrócić. Oczywiście przez to straciłam kilka cennych sekund.
Kiedy wróciłam na dobrą drogę od razu zaczęły pojawiać się kolejne przeszkody. Musiałam pokonać rzekę płomieni, wielką betonową ścianę, wiele rozwidleń, imitacji ludzi, czy zwierząt oraz ulewę jajek, która towarzyszyła mi przez wiele treningów. Mimo małych problemów z każdą przeszkodą dawałam sobie radę. Właściwie to myślałam, że od razu polegnę, a tu taka niespodzianka. Jednak nie byłam, aż taka zła jak myślałam.
Schody jednak zaczęły się przy następnym zadaniu. Stoper wskazywał, że minęło już ponad dziesięć minut. Pojawiła się przede mną wielka, czarna chmura. Wyglądało to trochę jak mgła, jednak nie o właściwym odcieniu. Nic nie widziałam. Dym otaczał mnie ze wszystkich stron, a ja nie mogłam się z niego wydostać. Próbowałam wymachiwać rękami wypowiadając zapamiętane zaklęcia. Jednak to wszystko nie dawało określonego skutku.
- To już koniec - pomyślałam wyciągając z kieszeni pilota.
Gdy już tylko miałam utracić całkowitą widoczność ujrzałam zwisające na moją głową, z nieba fiolki z różnokolorowymi płynami w środku. Od razu resztką sił sięgnęłam je. Nie było to jednak łatwe. W końcu jednak miałam w rękach wszystkie pięć fiolek. Powstał jednak mały problem, nie wiedziałam co mam do czego dodać, aby było wielkie ratujące mnie bum.
Patrzałam po kolei na kolory płynów. Próbowałam odtworzyć sobie w pamięci lekcje z mieszania eliksirów. Zawsze zaczynało się od czerwonego płynu. Do była podstawa. Dlatego też pozostałe fiolki postawiłam na ziemi. Oczywiście żebym łatwiej zapamiętała co do czego się dodaje do każdej mikstury wymyślałam różne piosenki. Może i było to trochę dziwne, ale mi zawsze pomagało. Było jednak ich tak sporo, że musiałam się nieźle wysilić żeby ją sobie przypomnieć. No i nagle mnie oświeciło.
- By pokonać ciemną mgłę do czerwieni dodaj biel, jeszcze kroplę niebieskiego, a na koniec dwie żółtego - śpiewałam wykonując określone czynności.
Na koniec wstrząsnęłam fiolką i zaczęłam rozlewać ją wokół siebie. Oczywiście zadziałało, tak jak na treningu. Z rozlanej mikstury zaczął wychodzić blask, który niszczył chmurę. Dzięki temu widziałam coraz lepiej. Zerknęłam na stoper została tylko minuta, a ja miałam jeszcze trochę drogi do wyjścia. Zaczęłam biec, jak najszybciej pokonując wielkie kule zwieszone z nieba, które bujały się od prawej do lewej. W końcu dotarłam do wyjścia. Chciałam spojrzeć na zegar, jednak nie zdążyłam ponieważ zniknął. Miałam nadzieję, że udało mi się zmieścić w piętnastu minutach. Trenerzy od razu do mnie podbiegli. Cała zdyszana spojrzałam na nią, a oni tylko się uśmiechnęli.
- Czternaście minut pięćdziesiąt dziewięć sekund i dziewięć dziesiątych setnych sekundy - powiedział jeden z nich, a ja automatycznie go uścisnęłam.
- Udało się! - krzyknęłam.
Może i nie było to nic wielkiego, ale udowodniłam sobie, ze potrafię. Może i w normalnej szkole zawsze miałam jedne z najlepszych wyników, ale to jednak nie było moją zasługą. To rodzice zawsze byli jednymi z większych sponsorów szkoły, dlatego oni też nie mogli traktować mnie tak jak pozostałych. Teraz jednak taki wynik osiągnęłam sama, dzięki swojej ciężkiej pracy. Byłam z tego dumna. W końcu miałam takie prawo.
- Gratulacje - tym razem obok mnie pojawiła się królowa.
Uśmiechnęłam się do niej. Nie wiedziałam co powiedzieć, w końcu to ona nakazała mi tych morderczych treningów. Zaliczyłam je bezbłędnie i to powinno jej wystarczyć.
- Dałaś radę. Prawie nikomu z naszej rodziny nie dało się pokonać labiryntu w ciągu piętnastu minut. Nawet mnie - dodała. - Teraz jednak mam dla ciebie inne zadanie.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Miałam nadzieję, na spokojną drugą część dnia, ale widocznie moje marzenia nie zostaną spełnione.
- Jakie zadanie? - zapytałam oczekując odpowiedzi.
- Zdecydujesz, co zrobimy z jednym z naszych wrogów. Teraz to ty głównie będziesz dbała o bezpieczeństwo naszego Królestwa, dlatego też to będzie twoje zadanie na dzisiaj - dodała.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie chciałam, aby na moich barkach ciążyła odpowiedzialność za kogoś. Nie chciałam być winna czyjeś śmierci. Od razu przypomniałam sobie zdarzenie z rana, jak spotkałam Anthony'ego. Pewnie to właśnie o tą osobę mu chodziło.
~*~
Wraz z Emmanuelą weszłyśmy do pomieszczenia znajdującego się w piwnicy. Nie było tutaj jednak wcale tak strasznie, jak się spodziewałam. Właściwie było tu tak samo ładnie, jak na piętrze wyżej. Znajdował się tu wielki korytarz. Jednak zamiast drzwi w drzwiach znajdowały się kraty. Z pewnością były to miejsca przeznaczone dla więźniów. W żadnej części nie znajdowała się jednak ani jedna istota. Byłam tym zaciekawiona. Musiało to oznaczać, że wszyscy tutaj byli nadzwyczaj posłuszni i nie łamali prawa.
W końcu zatrzymaliśmy się przed jednymi z krat. To właśnie tam przy stole na przeciwko Anthony'ego siedziała jakaś postać. Wiedziałam, że to dziewczyna. Miała długie ciemne włosy sięgające do połowy pleców. Jej twarzy nie widziałam, ponieważ była odwrócona do nas plecami. Gdy tylko weszliśmy do środka dziewczyna wstała i odwróciła się w moim kierunku.
Dziewczyna miała brązowe oczy oraz smukłą sylwetkę. Nie była za wysoka. Ubrana była w czarne spodnie oraz jasną bokserkę. To, że ją tutaj spotkałam było dla mnie nie małym szokiem. Wpatrywałyśmy się w siebie nawzajem nie mogąc pojąć, co tak na prawdę się właśnie wydarzyło. Nasze przemyślenia przerwała Emmanuela.
- To jest potomczyni Endrego, jednego z elfów. Kilka lat temu zdradził nas i przeszedł na stronę ciemności. Teraz nasłał na nas swoją wnuczkę - powiedziała do mnie szeptem.
- To Julita - powiedziałam bardziej sama do siebie niż do reszty.
- Słucham? - zapytała królowa.
- To moja przyjaciółka ze szkoły. Znamy się od dzieciństwa - dodałam nie odrywając wzroku od towarzyszki.
Julita uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Może powinnam ją zapytać o to, jak się tu znalazła. Jednak nie byłam pewna czy jest to na miejscu. Ona była naszym wrogiem. Jej dziadek zdradził naszą rodzinę. Dlatego też nie mogłam się raczej z nią przyjaźnić. Przecież wszystkich bym tym zawiodła.
- No to się trochę skomplikowało - odezwała się Julita.
- Porozmawiajcie sobie w cztery oczy. Później zdecydujemy, co z tobą zrobimy - powiedziała Emmanuela spoglądając na Anthony'ego, który wstał z krzesła i oboje skierowali się ku kratom.
Gdy tylko odeszli wystarczająco daleko spojrzałam na dziewczynę.
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytałam, a po chwili dodałam. - Od kiedy wiesz o tym całym świecie magii?
- Ah - dziewczyna jęknęła. - Od zawsze. Tylko prędzej nie miałam do niego dostępu. Mogłam się do niego dostać tylko wraz z dziadkiem, ale on nigdy nas nie odwiedzał. Pewnego jednak dnia przyszedł do nas i powiadomił mamę, że wyjeżdżamy na jakiś czas. Ona nie ma pojęcia o tym wszystkim. To tata należał do tej całej dziwnej rodziny. No i tak się tutaj zjawiłam - powiedziała.
Spojrzałam na nią. Dalej jednak coś mi nie grało. Musiałam znać więcej faktów. Dlatego też moich ust popłynęło więcej pytań.
- A jak znalazłaś się tutaj w zamku? Szpiegujesz nas?
- Ta cała Emmanuela wyrzuciła dziadka z waszego miasta, ponieważ wstawił się za prawdziwym władcą królestwa, którym jest Fasthor. To jest nie sprawiedliwe, że tymi wszystkimi ludźmi rządzi ktoś, kto wcale nie ma takiego prawa - odpowiedziała Julita.
- Co ty wygadujesz? - powiedziałam zaskoczona słowami przyjaciółki.
- Prawdę. Należysz do rodziny kłamców, manipulatorów i oszustów.
Zerknęłam na nią. Nie wierzyłam w jej słowa. Były one wyssane z palca. Ona mogła kłamać, albo to ja mogłam nie znać prawdy. Wolałam, aby prawdziwa była pierwsza opcja. Przyjaciółka przecież nawet nie chciała mi dokładnie wytłumaczyć wszystkiego. To było pogmatwane. Moim jedynym wyjściem było natychmiastowe opuszczenie pomieszczenia. Nie miałam zamiaru zajmować się tą sprawą. Musiałam wszystko przemyśleć i tak też zrobiłam.
Podniosłam się z krzesła nie spoglądając na towarzyszkę. Nie czułam również na sobie jej wzroku. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klamkę. Wyszłam z pomieszczenia. Po prawej stronie spostrzegłam Anthony;ego i Emmanuelę, którzy z pewnością na mnie czekali i na moją decyzję w sprawie Julity. Spojrzałam na nich dając im do zrozumienia, że nie mam ochotę na rozmowy na ten temat.
- Pójdę do swojego pokoju - powiedziałam omijając ich.
Oboje spojrzeli tylko na siebie, a potem na mnie. Nie chciałam się interesować tym co o mnie myślą. Miałam niezłą gmatwaninę w głowie i musiałam ją jakoś ogarnąć.
- Ah - dziewczyna jęknęła. - Od zawsze. Tylko prędzej nie miałam do niego dostępu. Mogłam się do niego dostać tylko wraz z dziadkiem, ale on nigdy nas nie odwiedzał. Pewnego jednak dnia przyszedł do nas i powiadomił mamę, że wyjeżdżamy na jakiś czas. Ona nie ma pojęcia o tym wszystkim. To tata należał do tej całej dziwnej rodziny. No i tak się tutaj zjawiłam - powiedziała.
Spojrzałam na nią. Dalej jednak coś mi nie grało. Musiałam znać więcej faktów. Dlatego też moich ust popłynęło więcej pytań.
- A jak znalazłaś się tutaj w zamku? Szpiegujesz nas?
- Ta cała Emmanuela wyrzuciła dziadka z waszego miasta, ponieważ wstawił się za prawdziwym władcą królestwa, którym jest Fasthor. To jest nie sprawiedliwe, że tymi wszystkimi ludźmi rządzi ktoś, kto wcale nie ma takiego prawa - odpowiedziała Julita.
- Co ty wygadujesz? - powiedziałam zaskoczona słowami przyjaciółki.
- Prawdę. Należysz do rodziny kłamców, manipulatorów i oszustów.
Zerknęłam na nią. Nie wierzyłam w jej słowa. Były one wyssane z palca. Ona mogła kłamać, albo to ja mogłam nie znać prawdy. Wolałam, aby prawdziwa była pierwsza opcja. Przyjaciółka przecież nawet nie chciała mi dokładnie wytłumaczyć wszystkiego. To było pogmatwane. Moim jedynym wyjściem było natychmiastowe opuszczenie pomieszczenia. Nie miałam zamiaru zajmować się tą sprawą. Musiałam wszystko przemyśleć i tak też zrobiłam.
Podniosłam się z krzesła nie spoglądając na towarzyszkę. Nie czułam również na sobie jej wzroku. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klamkę. Wyszłam z pomieszczenia. Po prawej stronie spostrzegłam Anthony;ego i Emmanuelę, którzy z pewnością na mnie czekali i na moją decyzję w sprawie Julity. Spojrzałam na nich dając im do zrozumienia, że nie mam ochotę na rozmowy na ten temat.
- Pójdę do swojego pokoju - powiedziałam omijając ich.
Oboje spojrzeli tylko na siebie, a potem na mnie. Nie chciałam się interesować tym co o mnie myślą. Miałam niezłą gmatwaninę w głowie i musiałam ją jakoś ogarnąć.
Cześć wszystkim. Rozdział dopracowany przeze mnie. Długość starałam się ogarnąć jak największą, jednak tak by nie przynudzać. Mam nadzieję, ze podoba się wam to wszystko. Pojawił się wątek Julity. Poza tym było sporo akcji. Zapraszam do komentowania. A kolejny rozdział już w połowie listopada.