sobota, 29 listopada 2014

CAPITULO 9. - SMIERC

Rozmyślanie o śmierci jest rozmyślaniem o wolności.
- Jim Morrison.

   Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Leżałam na łóżku, którego wygoda miała wiele do życzenia. Już teraz czułam okropny ból pleców. Znajdowałam się w pokoju, a właściwie w jakiejś ruderze. Wyglądało tutaj, jakby ktoś chciał zacząć robić remont. Ściany miały siwy odcień. Nie było tutaj żadnych mebli, no oprócz tego jednego łóżka, na którym właśnie leżałam. Nie pamiętałam nic z ostatniego wieczoru. Nie wiedziałam, jak trafiłam do tego pomieszczenia. W mojej głowie cały czas krążyło jedno zdanie: "Witaj w piekle". Potem film się urwał. Miałam tylko nadzieję, że nie dostałam żadnej tabletki gwałtu, czy czegoś podobnego. 
  Moje przemyślenia przerwały głosy dochodzące z niedaleka. Po chwili namysłu dokładnie zlokalizowałam kierunek dochodzących rozmów. Przyłożyłam głowę do ściany znajdującej się po prawej stronie i zaczęłam się przysłuchiwać. 
    - Jesteś nienormalny - odezwała się jakaś kobieta. Była to pewnie dziewczyna, którą poznałam wczoraj. - Jak mogłeś jej powiedzieć, że jest w piekle?! Jeżeli chciałeś już ją tutaj trzymać to chociaż mogłeś udawać, że jest to kraina szczęścia - dodała zirytowana.
    - Nie wtrącaj się - był to z pewnością Fasthor. - Ja tu jestem królem, a ty jako moja młodsza siostra masz się mnie słuchać. Jeżeli coś ci się nie podoba zawsze możesz wrócić do życia w lesie - po tych słowach usłyszałam śmiech mężczyzny. 
     - Jesteś bezczelny - dodała dziewczyna.
    Później rozmowa ucichła. Brunetka pewnie opuściła pomieszczenie tak jak wczoraj. Widać było, że jest typem buntowniczki i nic jej się nie podoba. Według mnie nie było to za ciekawe podejście do życia. Jednak w takiej zwariowanej krainie wszystko mogło być możliwe. Szczerze, to miałam już ochotę wrócić do domu. Miało być kolorowo, jednak nic z tego nie wyszło.
    Widziałam, ze nikt nie ma zamiaru się tutaj mną zająć, więc postanowiłam zagłuszyć myśli cudownym snem. Liczyłam, że gdy się obudzę będę znowu na ziemi i wraz z przyjaciółmi będę bawiła się na mojej imprezie urodzinowej, która miała się odbyć już jakiś czas temu. 

***
   Znajdowałam się ponownie w zamku Emmanueli. Stałam na środku głównego holu. Wiele ludzi krzątało się tutaj nie wiadomo z jakiego powodu, ale nikt mnie nie widział. Nikt nie podniósł na mnie wzroku, ani się nie odezwał. Próbowałam sama skupić ich uwagę na mnie szturchając ich lub zagadując, jednak zdało się to na marne. Postanowiłam przemierzyć kolejne korytarze w nadziei, że może tam ktoś mnie dostrzeże. Niestety tak się nie stało. O dziwo, jeden ze służących przeszedł przez moje ciało nic nie czując. To było straszne. Nie wiedziałam co się dzieje. 
    W końcu dostrzegłam Emmanuelę, która szła tuż obok Anthony'ego.  Na jej twarzy nie było uśmiechu, który sprawiał, że wyglądała młodo. Pod oczami miała ogromne zmarszczki, które oznaczały, że nie spała ostatniej nocy. Szła pośpiesznie nie zwracając uwagi na grację i prezentację. Co się z nią działo? Co chwilę mówiła coś do Anthony;ego, który również nie wyglądał dobrze. Jego strój był wymięty. Jego zapach nie był zbyt świeży. Twarz miał zmartwioną. Na jego czole pojawiły się kreski, których nigdy wcześniej u niego nie spostrzegłam. Stanęłam przed nimi i zaczęłam wymachiwać rękoma. Miałam nadzieję, że może oni mnie poznają. Jednak tak jak wcześniej w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi. 
     Zaczęłam zastanawiać się o czym w tym wszystkim chodzi. Dlaczego oni nie mogą mnie zobaczyć i dlaczego wszyscy są tak zmartwieni i przejęci. Dogoniłam babcię i jej towarzysza. I szłam tuż obok nich nasłuchując ich rozmowy. 
      - Jak mamy znaleźć miejsce, w którym znajduje się Fasthor? Przecież to jest niemożliwe! - wykrzyczał Anthony. 
      Spojrzałam na niego zaskoczona. Chłopak zapomniał o swoich wieśniackich zwrotach w stylu: "Tak, Władczyni", czy innych podobnych. Kobieta nawet nie zwróciła na to uwagi - nie upomniała go, tylko dalej kontynuowała rozmowę. 
        - Wiem, że jest to trudne, ale muszę uratować Felicity. Mam nadzieję, że nic jej nie jest - dodała ze łzami w oczach.
       - Nie ma jednak pewności, że jest u Fasthora - powiedział Anthony spoglądając na królową. 
       - A gdzie indziej miałaby być?! - wykrzyknęła kobieta.
     Spojrzałam na parę. Czyżby oni martwili się o mnie? Uśmiechnęłam się do siebie, ponieważ poczułam się ważna. Może i moi ziemscy rodzice zabierali mnie do lekarzy, ale nigdy tak strasznie się nie martwili. Było to bardziej udawane zmartwienie niż rzeczywiste. 
     Jednak ja byłam tutaj w królestwie obok mojej babci, a ona przejmowała się moim losem. Musiałam ukoić jej ból i pokazać, że tu jestem i wszystko ze mną w porządku. Tylko jak? Gdy tylko zaczęłam się zastanawiać nad rozwiązaniem problemu obok mnie pojawiła się kobieta. Była to moja biologiczna matka. Spojrzała na mnie i objęła ramieniem. Podniosłam wzrok na nią uśmiechając się, ponieważ poczułam jej dotyk. Poczułam jej miłość. Jej ręce były jak lekarstwo na okropną ranę. 
        - Co się tutaj dzieje? - zapytałam w końcu po kilku minutach ciszy.
        - Umierasz Felicity - odpowiedziała kobieta.
      Na jej twarzy nie było widać jednak smutku. Uśmiechała się promiennie cały czas trzymając dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam na nią zaskoczona, jednak nie byłam zdenerwowana - nie bałam się. Tylko dlaczego umierałam? Przecież nie byłam chora. Wszystko było ze mną w porządku. I dlaczego byłam tutaj? 
        - To jest sen przedśmiertny - powiedziała moja towarzyszka uprzedzając moje pytanie. - Kiedy umieramy zjawiamy się przy bliskich, po to aby pomóc im w cierpieniu - dodała. 
         - Jak mam im pomóc? - zapytałam.
         - Po prostu bądź, oni czują twoją obecność - odpowiedziała.
         Zamknęłam oczy i przytuliłam się do rodzicielki.

***
    Usłyszałam głosy. Jednak żaden z nich nie należał do mojej matki, Emmanueli, czy Anthony'ego. O dziwo był to głos Jareda. Stałam w pomieszczeniu, w którym zostałam zamknięta prawdopodobnie przez Fasthora. Tym razem byłam przerażona, ponieważ widziałam swoje ciało, które leżało na łóżku. Druga ja miała zamknięte oczy i bladą twarz. Tuż przy łóżku stał brunet, który miał być moim opiekunem. Próbował ocucić moje nieprzytomne ciało. Jednak żadne jego próby nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Próbował klepać mnie po policzkach wykrzykując moje imię. Wszystko to szło na marne. 
    Widać było, że chłopak przejął się moją śmiercią, ponieważ na jego twarzy pojawiły się kropelki potu. Myślałam, ze rodzina ciemności nie miała uczuć i nie martwi się ofiarami. Jared jednak był tak pochłonięty ratowaniem mnie, że nie spostrzegł, że w drzwiach pojawił się Fasthor. 
     - Co ty robisz?- zapytał w końcu uśmiechając się szyderczo. 
     - Nie widzisz? Ratuję ją - odpowiedział zdenerwowany. 
     - Ona należy do świata magii. Nie da się jej uratować w taki sposób - odpowiedział nie za bardzo przejmując się problemem brata. 
     Jared przerwał swoje czynności i odwrócił się w kierunku starszego brata. Był zaskoczony jego odpowiedzią. Więc pewnie nie wiedział, że nie jestem tylko człowiekiem. Wraz z zaskoczeniem na jego twarzy pojawiło się zdenerwowanie. 
      - To wnuczka Emmanueli - powiedział Fasthor, nie czekając na odpowiedź brata. - Myślisz, że powiedziałbym prawdę normalnemu człowiekowi? - dodał.
      - A więc skoro ona nie jest człowiekiem, to uratować może ją tylko.... - w tym momencie chłopak przerwał. 
        - Właśnie tak! - wykrzyczał jego towarzysz śmiejąc się. - To twój wybór braciszku. Możesz albo pozwolić jej umrzeć, albo zniszczyć jej życie. Powodzenia. 
       W tym momencie mężczyzna wyszedł z pomieszczenia zostawiając chłopaka samego. Ten usiadł na ziemi tuż przy łóżku. Zasłonił twarz rękoma. Widać było, że bił się z myślami. Ciekawe czym było to coś co miało mnie ratować. Jeżeli miałoby mi to zniszczyć życie to wolałabym już umrzeć. Nie chciałam w końcu złego życia. Nawet to życie w śmierci podobało mi się. W końcu mogłam spędzić miłe chwilę z mamą. Chociaż było mi szkoda Emmanueli i Anthony'ego. Wierze jednak, że poradziliby sobie beze mnie. W końcu nie byliśmy aż tak do siebie przywiązani. 
         W końcu Jared jednak wstał. Wyjął z kieszeni scyzoryk i przeciął sobie nim lekko nadgarstek. Natychmiast wypłynęła krew. Chłopak wziął kilka kropel czerwonej mazi na palec i zaznaczył moje czoło i policzki. Poczułam jak zaczynam znikać. To musiało oznaczać, że wracam do życia. Jednak nie było to zbyt miłe uczucie. 
          Otworzyłam oczy. Tym razem nie stałam przy łóżku tylko na nim leżałam. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie nie ujrzałam Jareda. Przetarłam dłonią czoło, a po chwili spojrzałam na rękę. Żadnego śladu krwi. A może to był tylko sen? Żyłam. Miałam nadzieję, że to nie będzie miało żadnych złych konsekwencji. 

Przepraszam, że rozdział dopiero teraz. Miał się pojawić na początku tygodnia. Jednak natłok obowiązków mi to uniemożliwił. Następny rozdział pojawi się już wkrótce. Mam teraz sporo czasu, ponieważ do końca roku mam już szkołę z głowy, ponieważ czekają mnie trzy tygodniowe praktyki :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wydaje mi się, że był bardzo dynamiczny, a na tym bardzo mi zależało. czekam na komentarze. 

czwartek, 13 listopada 2014

CAPITULO 8. - WITAJ W PIEKLE.

Wolę iść do piekła niż do nieba, gdyż w tym pierwszym 
znaleźli się wszyscy ciekawi ludzie. 
- Mark Twain

  Minęło kilka dni. Mimo, że nie działo się w ciągu nich nic wielkiego, nie były one dla mnie zbyt łatwe. Moje myśli były zasypane rozmaitymi problemami i pytaniami. Ta cała akcja z Julitą nie dawała mi spokoju. Emmanuela w końcu wypuściła ją z zamku nie pytając mnie o zdanie. Wiedziała, że nie mam ochoty rozmawiać na te tematy. Jednak mi przydałoby się małe wyjaśnienie na ten temat. Przecież nie miałam pewności, kto tak naprawdę nie kłamie. Byłam oszukiwana przez jedną ze stron. Właściwie Juli była moją przyjaciółką od zawsze i nigdy mnie nie okłamywała, ale dostosowanie Emmanueli do poddanych i do mnie nie budziło żadnych złych uczuć. Za każdym razem karciłam się w myślach za ponowne wracanie do problemów. Sądziłam, ze czasem problem sam się rozwiąże, tak jak wszystkie w moim życiu, a było ich nie mało.  
   Nie miałam nawet czasu cieszyć się zwycięstwem i zakończeniem treningów. Dostałam od trenerów oficjalny strój do walki. Było to podobne ubranie do tego, które miałam na sobie podczas testu. Kolor jednak miało fioletowe. Idealnie pasowało do mojej cery. O dziwno, ludzie tutaj świetnie znali się na kroju i kolorystyce ubrań. Na pewno byliby najlepszymi projektantami w Mediolanie, a ich kreacje pojawiałby się w każdym modowym katalogu i najdroższych sklepach. Zdecydowanie każda celebrytka biłaby się o te ciuchy.

~*~
   Spałam w swoim miękkim łóżku pogrążona głębokim snem. Noc to była jedyna pora, podczas której mogłam swobodnie odpocząć nie stresując się wszystkimi zdarzeniami. Tym razem nie było tak dobrze. Usłyszałam bowiem jakiś stukot. Na początku starałam się to zignorować zasłaniając uszy poduszką próbując ponownie zasnąć. Dźwięki jednak nie ustawały, a wręcz przeciwnie dręczyły mnie jeszcze bardziej. Spojrzałam na telefon leżący przy mojej głowie. Dochodziła 2.00. Zaczęłam przeklinać w myślach, kogoś lub coś co hałasowało o takiej porze. Nasłuchując doszłam do wniosku, że to wszystko dzieje się za moim oknem. 
    Podniosłam się powoli z łóżka. Zaspana podeszłam do okna. Oczywiście po drodze zdążyłam zahaczyć o krawędź łóżka jednocześnie narażając kostkę na ból. Z moich ust popłynęły kolejne przekleństwa, których Emmanuela zdecydowanie nie powinna usłyszeć. Coś czułam, że jutro nie będę miała świetnego humoru. 
   Wyjrzałam przez okno. Na zewnątrz było ciemno, dlatego też nic nie widziałam. W tym momencie jednak coś uderzyło w szybę. Natychmiast odsunęłam się przestraszona. Złapałam się w okolicy klatki piersiowej. Moje serce automatycznie przyśpieszyło. Poczułam się jak w jakimś filmie. Miałam nadzieję, że nie wyskoczy mi zza okna jakiś truposz, czy inna zjawa. Tego to raczej bym nie przeżyła.
   Podeszłam ponownie do łóżka i wzięłam z szafki stojącej obok lampkę, zapaliłam ją i przerażona przysunęłam ją do okna. Nadal nie widziałam zbyt wiele. Jednak osoba, która była za oknem musiała zauważyć światełko, ponieważ od razu zaczęła mnie wołać.
   Było to ciche nawoływanie, które ledwo co dosłyszałam. Otworzyłam delikatnie okno i wyjrzałam na zewnątrz. Tym razem lampa o wiele lepiej oświetlała postać stojącą na dole.
   - Musisz iść ze mną - odezwała się brunetka.
   Zaskoczona nie wiedziałam co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że za budzeniem mnie w środku nocy stoi Julita. Tak, ta Julita, która niedawno uważała, że jestem w życiowym błędzie. Jeszcze na dodatek chciała mnie gdzieś zabrać. To zdecydowanie było zbyt pogmatwane. Gdzie miałam z nią iść i po co? Nie ufałam jej. Wiedziałam jednak, że bez powodu właściwie mnie nie odwiedziła o takiej porze. Sama była niezłym śpiochem. Właściwie nawet była w tym lepsza ode mnie.
   - Dokąd? - zapytałam sprawiając wrażenie nie zaciekawionej sytuacją.
   - Dowiesz się prawdy - odpowiedziała.
   Rozejrzałam się wokoło. Chciałam iść z dziewczyną, po to aby zobaczyć co ma mi za prawdę do pokazania, ale nie wiedziałam jak mam to zrobić. Po zamku kręciło się wiele osób mimo, że była noc. Emmanuela była tak przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa, że przed drzwiami ustawiła dwóch mężczyzn, przebranych za rycerzy, którzy mieli za zadanie pilnować wejścia. Nie rozumiałam jej intencji, ale na pewno nie wypuściliby mnie z budynku o tej porze. Dlatego jedynym wyjściem było wydostać się na zewnątrz przez okno. Problemem jednak było to, że mój pokój znajdował się jakieś dziesięć metrów od ziemi, a ja niestety miałam lęk wysokości, który dodatkowo nie pomagał. Musiałam wykorzystać to co miałam w pokoju i pokonać swój strach. Ciekawość wszystko przezwyciężyła.
   Po kilku minutach przemyśleń postanowiłam wykorzystać starą sztuczkę filmową z prześcieradłem. W każdym filmie, gdy ktoś chciał wydostać się z pokoju używał prześcieradła jako liny. Wiedziałam jednak, że zwykłe prześcieradło jak na taką wysokość jest za krótkie dlatego użyłam jeszcze kilku koców, których o dziwo miałam sporo w pokoju, ręczników i starych bluzek.
   Po związaniu wszystkich materiałów i dowiązaniu ich do łóżka podeszłam do okna. Przestraszona spojrzałam w dół. Julita cały czas stała na dole i spoglądała na mnie. Rzuciłam w jej stronie moją "linę". Stanęłam na parapecie.
  - Dasz radę - powiedziałam sama do siebie.
 Mimo wahań i myśli o tym, że takie poświęcenie nie jest warte i powinnam wrócić do pokoju, zaczęłam powoli się zsuwać po ścianie. Moje życie właściwie było tak dziwne, ze nie zdziwiłabym się, gdybym podczas upadku z takiej wysokości przeżyła. Starałam się nie spoglądać w dół. Czułam tylko opór powietrza i siłę grawitacji. Mięśnie moich rąk nie były w dobrym stanie, dlatego też bałam się, że za chwilę spadnę. Zsuwałam się powoli po murze starając się omijać wszystkie napotkane na drodze okna. Nie mogłam dodatkowo dopuścić do tego, aby ktokolwiek by mnie zauważył, ponieważ wtedy mój plan byłby niewypałem.
   Oczywiście, jak na nieszczęście dzięki tej całej "wyprawie" moje tipsy były w fatalnym stanie. W ogóle od kiedy trafiłam do tej krainy zamiast być traktowaną jak księżniczka, byłam tutaj jakimś żołnierzem. Mój wygląd domagał się spa, kosmetyczki, fryzjera i innych cudownych specjalistów, którzy przyprowadziliby go do porządku. Miałam nadzieję, ze do miejsca, do którego chce mnie zaprowadzić Juli będę o wiele lepiej traktowana.
  Po kilku morderczych minutach stałam już obok Julity. Czułam się trochę niezręcznie w jej towarzystwie, mimo że znałyśmy się od zawsze. Teraz wiedziałam, że nie o wszystkim się informowałyśmy i oczywiście to chyba było największym błędem.
   - Chodź, póki nikt nas nie zauważył - odezwała się tylko i automatycznie odwróciła się na pięcie kierując się w przeciwną stronę od miasta.
   Podążyłam za nią nie zadając żadnych pytań.

~*~
  Julita zaprowadziła mnie do miejsca znajdującego się na większym odludziu niż zamek Emmanueli. W tym miejscu znajdowała się stara budowla wyglądająca bardziej jak ruiny niż miejsce, w którym warto byłoby zamieszkać. Wokół nie było żadnych innych budynków, ani ludzi. Po prostu jedna, wielka dziura zabita dechami. Zaczęłam w głębi duszy żałować, że zgodziłam się na tą wyprawę. W końcu u Emmanueli miałam z kim pogadać i w razie problemów gdzie uciec.
  Na brązowych, drewnianych, starych drzwiach, przy których aktualnie się znajdowałyśmy, wisiała mała, metalowa kołatka przypominająca paszczę lwa. Moja towarzyszka bez żadnych zastanowień stuknęła lekko w drzwi trzy razy. Wejście automatycznie się otworzyło, a my weszłyśmy do środka.
  Wszystko co tutaj ujrzałam było całkiem inne od tego co znajdowało się w pałacu należącym do mojej rodziny. Wielkie pomieszczenie było prawie że puste. Znajdował się w niej tylko długi, ciemny dywan. Po bokach natomiast co kilka metrów znajdowały się lampy w stylu pochodni. Z pewnością był to korytarz. W pomieszczeniu znajdowało się kilka osób jednak żadna z nich nie zwróciła na nas uwagi. Było to trochę dziwne, ponieważ była jeszcze noc, dlatego też każdy z nich powinien raczej znajdować się w ciepłym, miękkim łóżku pogrążony głębokim snem.
   - To jest królestwo Fasthora - powiedziała w końcu Julita uśmiechając się do mnie promiennie.
   Na jej twarzy nie było widać żadnych złych emocji sprzed kilku dni. Dziwiło mnie to trochę, ale nie niepokoiło. Musiało to oznaczać, ze nic mi tutaj nie grozi. Miałam bynajmniej taką nadzieję. W końcu ja nie naraziłabym jej na jakieś niebezpieczeństwo. Mimo, że miałyśmy odmienne poglądy. Miałam ochotę stąd wyjść, dlatego że to miejsce sprawiało, że miałam dreszcze. Jakoś nie podobał mi się ten skromny "wystrój". Było tutaj zbyt ponuro.
   Nie musiałam długo czekać na rozwój sytuacji, ponieważ przed nami pojawił się pewien brunet. Mężczyzna miał około trzydziestu-czterdziestu lat. Na twarzy miał lekki zarost. Mimo uśmiechu na twarzy sprawiał wrażenie typa, na którego trzeba uważać. Gdyby był młodszy na pewno spodobałby mi się. Zawsze lubiłam niegrzecznych chłopców, którzy mieli władzę. Odmiennie od Anthony'ego ubrany był w miarę ciekawie. Ciemne dżinsy wraz z butami typu glany prezentowały się całkiem nieźle. Do tego dołożył ciemny t-shirt i płacz w podobnym odcieniu. Mrocznie, ale stylowo.
   - Kogo my tu mamy? - zapytał spoglądając na Julitę, po chwili jednak przeniósł wzrok na mnie. - Ty pewnie jesteś Felicity.
   - Fency - poprawiłam mężczyznę, ponieważ nie lubiłam swojego pełnego imienia.
   Mężczyzna przyglądał mi się uważnie zwracając uwagę na każdy szczegół mojej twarzy. Starałam się nie patrzeć na niego. Czułam się trochę niekomfortowo, mimo że nigdy nie przeszkadzało mi to, że ktoś uważnie mi się przyglądał.
   - Julita powiedziała mi, że chcesz poznać prawdę o Emmanueli - dodał w końcu.
   Wzruszyłam ramionami. Właściwie to może chciałam się czegoś dowiedzieć, ale trafiłam tu tylko dlatego, że Juli mnie przyprowadziła. Gdyby nie ona sama nie szukałabym tego miejsca. Jak na razie to wszystko wydawało mi się jakieś pogmatwane i dziwne. Jednak nic już mnie nie mogło bardziej zaskoczyć niż ten cały magiczny świat, w którym musiałam teraz żyć. Mimo, że mogłam w każdej chwili wrócić do ziemskiego życia, to nie chciałam. Za bardzo było tutaj ciekawie.
   Dopiero po chwili spostrzegłam, że ten cały Fasthor nie jest sam. Tuż za nim znajdowała się brunetka o brązowo szarych oczach. Była całkiem ładna jednak jej wyraz twarzy nie dodawał jej uroku.
  - Mógłbyś się w końcu ogarnąć bracie. Nie mam zamiaru uczestniczyć w kolejnej szopce - odezwała się dziewczyna jednocześnie odwracając się na pięcie.
   Swoje kroki skierowała w głąb ciemnego korytarza. Jej słowa sprawiły, że jeszcze bardziej poczułam, że coś tu jest nie tak. Widać było, że mężczyzna wcale nie przejął się jej zachowaniem. Nawet nie obejrzał się za siebie. Uśmiechnął się tylko promiennie spoglądając na mnie i Julitę.
   - Z pewnością chciałabyś zwiedzić oto miejsce - powiedział wskazując ręką na wszystko wokół siebie.
   Nie było to nic zachwycającego w przeciwieństwie do zamku Emmanueli, jednak jego entuzjazm powodował, że coraz bardziej utwierdzałam się w tym, że spotka mnie tutaj coś ciekawego. Po chwili nic nie mówiąc Fasthor oddalił się od nas po to, aby po chwili powrócić z młodszym od siebie o jakieś dziesięć lat towarzyszem.
   - To jest Jared. Będzie się tobą zajmował przez twój cały pobyt u nas - uśmiechnął się prezentując chłopaka.
   Spojrzałam na Jareda. Był to brunet o cudownych błękitnych oczach. Po prostu mój ideał. W każdym calu prezentował się nienagannie. Jego uśmiech sprawiał, że czułam się niebiańsko. Gdy tylko spojrzał mi prosto w oczy odwróciłam wzrok. Poczułam, że się rumienię. Ja! To po prostu było niedopuszczalne. Miałam ochotę tutaj zostać i cały czas wpatrywać się w niego.
   - Cześć - odezwał się w końcu podając mi swoją dłoń.
   - No cześć - odpowiedziałam tylko tyle, ponieważ nie mogłam wykrztusić z siebie nic więcej.
   - Witaj w piekle - dodał Fasthor.
  Jego słowa przeraziły mnie. Nie wiedziałam, czy był to jeden z żartów, czy jakaś magiczna prawda. Czyżby opowieści Emmanueli były prawdziwe? Ogarnął mnie strach. Chciałam się odezwać jednak spostrzegłam, że Julita i Fasthor zniknęli tak jak pozostali ludzie. W korytarzu zostaliśmy tylko ja i Jared. Spojrzałam na niego, on natomiast tylko się uśmiechał wpatrując się prosto w moje oczy.

Witajcie drodzy czytelnicy. :) Rozdział trochę później niż zwykle. Jakoś nie miałam zbytnio czasu napisać go wcześniej. Chciałam go przedłużyć, ale stwierdziłam, że kolejne wydarzenia zajmą zbyt wiele miejsca, a wtedy rozdział byłby zdecydowanie za długi. Jak wam się podoba? Czekam na szczere opinie. Kolejny post jeszcze w listopadzie. Do przeczytania :)