środa, 10 września 2014

CAPITULO 2. - MAGICZNE DRZWI.

   Co­kol­wiek za­mie­rzasz zro­bić, o czym­kolwiek marzysz, zacznij działać. 
Śmiałość za­wiera w so­bie ge­niusz, siłę i magię.
- J.W Goethe


   Szłam powoli szarym, lekko zniszczonym chodnikiem rozglądając się dookoła. Nie wiedziałam gdzie idę, ani jaki mam w tym cel. Właściwie nie obchodziło mnie. Chciałam dotrzeć jak najdalej, do jakiegoś magicznego świata, w którym będę księżniczką bez problemów. Jednak musiałam żyć w rzeczywistości.
   Ruch o tej porze dnia był straszny. Wszyscy wracali ze szkoły, czy pracy. Korek na ulicy był niesamowity. Gdziekolwiek spojrzałam widziałam wiele samochodów. Wokół było słychać gwar rozmów, śmiechów, kłótni. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Dzień jak co dzień. 
   Ja jednak nie czułam się tak jak zwykle. Zaczynałam dorosłe życie. Właściwie nie wiedziałam dokąd zmierzam. W mojej głowie roiły się pomysły na temat szalonych przygód, jakie mam zamiar spędzić. Liczyłam na to, że odwiedzę Afrykę, czy Azję, a może Europę. Miałam jednak nadzieję, że w moim podróżowaniu będą towarzyszyć mi dwie bliskie osoby, a mianowicie - moi biologiczni rodzice. 
   Chciałam znaleźć moich najbliższych, ale nie wiedziałam gdzie zacząć szukać. Właściwie mogłam chodzić po kolei po każdym domu dziecka i pytać się, czy mnie znają, jednak to zajęłoby sporo czasu, ponieważ takich ośrodków w mieście były miliony. Mogłam być też podrzucona anonimowo do takiego miejsca. W głębi duszy liczyłam jednak, że wcale tak nie było. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy może nie dać jakiegoś ogłoszenia w gazecie, że poszukuję swojej rodziny. Nie byłam jednak pewna, czy da to określony skutek. Nie warto było robić sobie z resztą zbędnych złudzeń. Nie chciałam przeżyć rozczarowania i później przez to cierpieć.
   Dochodziła już 15.00, a ja dalej nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Cały czas mijałam szare bloki, domy, kolorowe sklepy. Nikt nie zwracał na mnie większej uwagi. Czasami jakiś przechodzeń spojrzał na mnie bez żadnego celu. Chciałam gdzieś uciec tam, gdzie wszystko byłoby łatwe. Mój telefon co chwilę wydawał dźwięki wibracji, jednak ja nie miałam ochoty z nikim gadać. Nie chciało mi się tłumaczyć co mi się stało. W końcu wyłączyłam sprzęt, aby przestał mnie denerwować.
  Moje przemyślenia przerwało nawoływanie. Ktoś wymawiał moje imię. Może to byli ci kłamcy, którzy chcieli mi wszystko wytłumaczyć. Żałosne. Z pewnością myśleli, że pobiegnę do nich i im wybaczę. Niech się trochę pomęczą i zdecydowanie bardziej postarają aby mnie odzyskać. Postanowiłam ignorować głosy i szłam dalej. Nawoływanie jednak nie ustawało, a moja ciekawość coraz bardziej się pogłębiała. Przystanęłam na chwilę próbując się skupić. Zdawało mi się, że nigdy wcześniej nie słyszałam osoby o podobnej barwie głosu. Musiałam sprawdzić, kto to i czego ode mnie chce. 
   Skręciłam w jedną z uliczek znajdujących się po mojej prawej stronie. To właśnie z niej dochodził ten hałas. Kiedy tylko zrobiłam kilka kroków w jego stronę ogarnęło mnie przerażenie. Miejsce to bowiem było opuszczone i smętne, a im więcej kroków robiłam, tym słabiej było słychać gwar dochodzący z ulicy. Starałam się jednak być silna, ale miałam też wątpliwości. Mimo że było letnie popołudnie promienie światła wcale tam nie dochodziły. Wyglądało to jak jakaś dzielnica zbirów z filmów akcji.
   W oddali spostrzegłam ciemną postać. To właśnie z jej ust wydobywał się dźwięk mojego imienia. Z pewnością był to mężczyzna, o tym świadczyła postura. A może to był jakiś gwałciciel? Zaczęłam się zastanawiać nad odwrotem, jednak gdy tylko przekręciłam się na pięcie tajemnicza postać zjawiła się tuż obok mnie. Krzyknęłam z przerażenia jednocześnie łapiąc się w okolice klatki piersiowej. Czułam jak moje serce wali jak oszalałe. Nie wiedziałam, jak to się mogło stać. Modliłam się w duchu o to, abym przeżyła. Chciałam za to oddać biednym moją kolekcję butów. Liczyłam na to, że Bóg mnie wysłucha. W końcu nie byłam chyba aż taka zła.
   Po chwili jednak podniosłam wzrok na mężczyznę znajdującego się przede mną. Jeżeli miałam umrzeć chciałabym widzieć kto mnie zabił. Teraz wyraźnie widziałam całą postać oprawcy. Sprawiał wrażenie bardziej przerażonego ode mnie. Ubrany był w długi, brązowy płaszcz z kapturem sięgający mu do kolan, ciemno niebieskie spodnie oraz zieloną, kiczowatą koszulkę bez żadnego nadruku. Po grzywce wystającej zza nakrycia głowy wywnioskowałam, że ma ciemne włosy. Miał około 180 cm wzrostu, oraz blisko dwudziestu lat. Przy boku miał miecz, od którego odbijały się dochodzące do tego ciemnego miejsca promienie słońca. Z pewnością spodobałby się Julicie, ona właśnie interesuje się takimi błaznami, którzy nie potrafią się ubrać. Zawsze uważała, że tacy nieudacznicy są słodcy. Nie wiem z jakiej choinki się urwał. Po prostu swoim wyglądem przypominał ludzi z poprzedniego stulecia. Nie mogłam się takiej kiczowatej osoby bać. Musiałam się jednak dowiedzieć, po co mnie wołał i skąd znał moje imię.
   - Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - zapytałam stanowczo nie okazując strachu. 
   Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Zrobił coś w stylu ukłonu i zaczął odpowiadać na moje pytanie. 
   - Nazywam się Anthony Aleksandrio. Jestem posłannikiem królewskim. Przyszedłem po ciebie, ponieważ nadszedł już czas. Królowa czeka - powiedział. 
   Wybuchłam głośnym śmiechem. Sama byłam w szoku, że ten dziwny gościu sprawił, że śmiałam się do łez. Największym zaskoczeniem jednak było to, że mój rozmówca miał poważną minę. To jednak sprawiało, że byłam jeszcze bardziej rozbawiona. 
   - Jesteś pijany? Kolego Halloween skończyło się jakieś pół roku temu - uśmiechnęłam się pokazując przy tym rządek białych ząbków. 
   Było to pytanie retoryczne, więc nie oczekiwałam na nie odpowiedzi. Postanowiłam zostawić tego osobnika samego sobie. Nie miałam ochoty rozmawiać z jakimiś typami spod ciemnej gwiazdy. Jednak zastanawiałam się skąd znał moje imię. Właściwie nie dziwiło mnie to, pewnie chłopak chodził do nas do szkoły, a tam wszyscy mnie znają i kochają. W końcu byłam tam gwiazdą. A może to jakaś ukryta kamera? Może wystąpię w telewizji w jakimś programie "Wkręć znajomego"? Pewnie Julita zaraz wyskoczy z jakiegoś krzaka. Albo to spotkanie kółka teatralnego? Nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać. Jeżeli jest to coś ważnego na pewno za chwilę się dowiem. W tym momencie moją głowę zaprzątały inne problemy, dlatego też nie chciałam sobie dokładać kolejnych. Z tego powodu ponownie odwróciłam się na pięcie, aby wrócić na główną ulicę i znowu marzyć o podróżach z rodzicami. Nieznajomy jednak uniemożliwił mi to chwytając mnie za prawy nadgarstek jednocześnie mi go wykręcając. Poczułam kujący ból. Próbowałam się wyrwać jednak było to niemożliwe. Widocznie pod tymi wszystkimi łachami chowały się mięśnie. Nie miałam z nim żadnych szans, dlatego musiałam wykonywać wszystkie polecenia nieznajomego.
   - Pozwoli panienka, że pójdzie ze mną. To bardzo pilne. Królowa Emmanuela panienki potrzebuje - powiedział rozluźniając uścisk.
   - Co ty mi tu z panienką wylatujesz? - moja cierpliwość dotarła do granic możliwości.
   Dziwak nic nie odpowiedział. Machnął jedynie delikatnie ręką i przed nami ukazały się brązowe, masywne, stare drzwi. Znajdowały się na nich siwe, metalowe kropy. Nie wiedziałam skąd one się tu tak nagle pojawiły. Spojrzałam na chłopaka w nadziei, że czegoś się zaraz dowiem, jednak ten chwycił za metalową klamkę jednocześnie otwierając wejście jednocześnie nic nie mówiąc. Nie wiem dlaczego, ale przeszłam przez nie. Myślałam, że to tylko sen, a we śnie przecież nic mi nie grozi.
   Dzięki tajemniczym drzwiom zaleźliśmy się w cudownej, pięknej krainie. Właściwie nie da się tego wytłumaczyć słowami. Wszystko tutaj było jakieś magiczne. Magia to było dobre słowo opisujące to co właśnie widziałam. Przed nami znajdował się wielki zamek z kilkunastoma wieżami. Budowla była wysoka. Dodatkowo zajmowała sporą ilość powierzchni. Z pewnością zwykłemu człowiekowi przejście od jednego do drugiego końca budowli zajęłoby kilka godzin. Właściwie u nas były podobne zamki w stylu romańskim. Wiedziałam o tym, ponieważ interesowała mnie historia i sztuka. To właśnie tym pragnęłam zajmować się w przyszłości. Wokół znajdował się wielki ogród. Pełno było w nim żywopłotów równo przyciętych. Rosło w nim wiele rozmaitych kwiatów od róż, po tulipany i ukochane mi margaretki. Na środku dużego, zielonego trawnika znajdowała się szara fontanna z której wystawała syrenka. To właśnie z jej ust wydobywała się woda. Ogrodnik z pewnością miał wiele tutaj pracy, ponieważ całość prezentowała się fantastycznie. Najchętniej zostałabym tu podziwiając to wszystko. Rozejrzałam się. Wszędzie było pełno ludzi ubranych podobnie jak mój towarzysz. Czułam się jak w jakimś filmie w stylu Narnii.
   - Ale tutaj zajebiście! - wykrzyknęłam entuzjastycznie. 
   Anthony spojrzał na mnie zaskoczony tak, jakby nie rozumiał tego co właśnie powiedziałam. Chciałam mu wytłumaczyć co znaczy owe słowo, jednak on dotknął moich pleców tym samym dając znak, że mamy ruszyć dalej. Nie protestowałam, ponieważ byłam ciekawa co takiego jeszcze mogę zobaczyć. 

***
   Weszliśmy do środka budowli. Tak jak i na zewnątrz prezentowała się niebiańsko. Pomieszczenie w którym się znajdowaliśmy było ogromne, z resztą spodziewałam się tego. Całe to pomieszczenie przewyższało wielkość mojego domu, mimo że nie mieszkałam w najgorszych warunkach. Sufit sięgał z pewnością kilku dobrych metrów. Ściany były złote z dodatkiem czerwieni. Znajdowało się na nich wiele rozmaitych zdobień i obrazów przedstawiających jakiś ludzi. Jeden z nich przykuł moją uwagę. Znajdowała się na nim kobieta. Miała około trzydziestu lat. Była piękna. Jej blond włosy sięgały za ramiona. Usta były wygięte w lekki uśmiech. Spojrzałam na podpis pod portretem. Najwyraźniej przedstawiał on  Julię Eldoto Casmarti. Byłam ciekawa kim jest ta kobieta. Coś wewnątrz mnie mówiło mi, że powinnam ją znać.
   Spojrzałam na prawo. Znajdowały się tam wielkie, szerokie, również czerwone schody. Poręcz natomiast miała odcień pasujący do ścian. W mojej głowie pojawiło się tylko jedno porównanie. Wyglądały one zupełnie jak w Titanicu. Po chwili spojrzałam w górę. Moim oczom ukazał się cudowny żyrandol zbudowany z wielu, małych, świecących się krysztalików. Wydawało mi się, że grają one jakąś cichą melodię. Ktokolwiek to projektował spisał się na medal.
   Wiedziałam jednak, że nieznajomy nie przyprowadził mnie tu po to, abym podziwiała widoki. Czekałam na jakiś rozwój sytuacji, jednak jak na razie nic się nie działo. Mijało mnie co chwilę kilku facetów w garniturach. Każdy z nich spoglądał na mnie jednocześnie się kłaniając. Kilku z nich było nawet całkiem niezłych. Byli o wiele lepsi od tego całego Anthonego.
   Moje przemyślenia przerwał dźwięk trąbki. 
   - Oświadczam, że królowa Emmanuela przybywa - powiedział gościu ubrany jak pingwin.
   Po jego komunikacie spostrzegłam starszą kobietę, która pojawiła się na schodach. Ubrana była w błękitną, długą suknię, która świetnie pasowała do jej cery. Miała krótko przystrzyżone siwiejące włosy. Na głowie natomiast znajdowała się korona. Za nią szły dwie młode dziewczyny trzymając w rękach tren. Wyglądało to trochę jakby szła do ślubu. Ja w moich różowych spodenkach i białej bokserce czułam się ubrana nie na miejscu. 
   Kiedy w końcu przedstawicielka płci pięknej poradziła sobie z trudnym zejściem ze schodów podeszła do mnie. Od razu zaczęła mnie oglądać z każdej strony. Zauważyłam że, w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Nie rozumiałam o co chodzi.
   - Witaj kochanie - odezwała się w końcu podając mi swoją rękę przyodzianą w białą rękawiczkę. 
   Chyba nie myślała, że ją tam pocałuję. Co to, to nie. Brzydziło mnie to. Czułam się coraz dziwniej w tym towarzystwie, postanowiłam się jak najprędzej dowiedzieć się co się dzieje i po co mnie tutaj sprowadzili.
   - Kim ty do cholery jesteś? - zapytałam jednocześnie podnosząc głos. 
   Spojrzałam za siebie w nadziei, że znajduje się tam ten sam dziwak, który mnie tu przyprowadził. Jednak jak na złość zniknął. Jak ja się teraz stąd wydostanę skoro go nie ma? Miałam nadzieję tylko na to, że za chwilę się obudzę i znowu wszystko będzie tak jak dawniej. Liczyłam, że znowu wrócę do swojego cudownego, wspaniałego życia.

Oto przedstawiam wam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że jest ciekawszy od poprzedniego i na pewno was nie zniechęci. Komentujcie, nawet anonimowo. Każde opinie mile widziane. I oczywiście następna część już za 10 dni. :)

9 komentarzy:

  1. O ile dobrze zrozumiałam przenieśli się do innej epoki. Pomysł na to opowiadanie na pewno jest nietypowy i oryginalny. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz mnie zaskoczysz :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przenieśli się do innego świata, w którym jest podobnie jak u nas kilkaset lat temu. :) Cieszę się, że ci się podoba :)

      Usuń
  2. Jak zawsze wspaniałe ! :* Rzeczywiście pomysł jest orginalny i fajny :)) Jestem ciekawa co będzie dalej... Pewnie okaże się, że główna bohaterka (sory,zapomniałam jak się nazywa) jest księżniczką, a ta królowa to jej matka O.o
    No to chyba tyle... Oczy mi się już same zamykają, więc wybacz >.< Weny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz. O tym kim jest główna bohaterka dowiesz się już w najbliższej przyszłości :P :D

      Usuń
  3. No no no! Dzieje się! W końcu jakaś akcja, no i ta ciągła bezczelność Fancy, która potrafi doprowadzić do szału :) A ten 'dziwak' , który po nią przyszedł, nie wiadomo czemu skojarzył mi się z Altairem z Assassin's Creed.
    Czekam na next,
    Sectum :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie nie wiem kto to jest, ale ciekawe to twoje porównanie :) I oczywiście dziękuję za miłe słowa :P

      Usuń
  4. Dziwak najlepszy ♡♥♡♥♡♥♡♥. Ja nwm co bym zrobiła jak bym takiego typka spotkała xdd

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy pomysł naprawdę. Anthony <3 Aż oczy mi się świecę do Tylora^^ No ale trzeba przyznać. Dziwne to to wszystko było. Na miejscu Fency też byłabym lekko poirytowana *.*
    Lecę ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli czytasz zostaw po sobie miły ślad.