Jedynym bólem, jaki przeraża mnie w śmierci,
jest to, że można umrzeć nie z miłości.
- Gabriel Garcia Marquez
W końcu znaleźliśmy się w zamku. Poczułam ulgę. Jednak moja głowa dalej była zaprzątnięta problemami. Dodatkowo czułam się coraz słabiej. Opadałam z sił i najlepiej cały czas leżałabym w łóżku i spała. Wiedziałam dlaczego tak się dzieje i musiałam coś zrobić. Anthony wiedział co się ze mną dzieje, jednak zdziwiło mnie to, że nie wspomniał o tym w samochodzie. Może nie chciał denerwować Emmanueli? Albo może nie wiedział, co się ze mną dzieje. Miałam mało czasu, więc musiałam się dowiedzieć.
Już miałam poderwać się z łóżka, na którym właśnie leżałam, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zaprosiłam tego kogoś do środka. Po chwili przekonałam się, że to nie kto inny, jak moja babcia.
- Witaj - powiedziała i uścisnęła mnie na powitanie. - Jak się czujesz? - dodała.
- Dobrze - powiedziałam lekko się krzywiąc.
Może i nie była to prawda, ale po co miałam ją denerwować. W końcu z pewnością miała więcej zmartwień na głowie. Po co dokładać kolejnych.
- Okej - spojrzała na mnie. - To może czas przejść do innych rzeczy - zawahała się na chwilę. - Wiem, co wydarzyło się u Fasthora.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Pewnie Anthony jej powiedział. No w końcu co się dziwić. Chciałam umrzeć w spokoju, poinformować Anthony'ego, żeby zachował tą informację dla siebie, no ale za późno. Już byłam właściwie pogodzona ze swoim losem, przynajmniej spotkałabym mamę.
Emmanuela uśmiechnęła się do mnie i wskazała naszyjnik, a właściwie medalion, który miałam na szyi. Julita dała mi go, aby uchronił mnie przed słońcem.
- Nikt mi nic nie powiedział - powiedziała odgadując moje myśli. - On cię wydał.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bo niby jak miały wyglądać moje słowa? "Tak babciu umieram, moje zdanie na temat życia zmienia się co pięć minut, więc może cię zabiję, a może nie." Bo taka była prawda. Próbowałam sobie na siłę wmówić, że chcę umrzeć, spotkam mamę i będzie cudownie. Jednak nie byłam tego pewna. Miałam wolę życia. W końcu mam dopiero siedemnaście lat, a więc moje życie trwało jedynie jedną czwartą życia przeciętnego człowieka, a to było nie sprawiedliwe. Dlaczego mnie należała się mniejsza część? W końcu nie byłam aż taka zła, przynajmniej nie w ostatnim czasie. Czułam się strasznie.
- Wiem, co musisz zrobić... - w końcu Emmanuela odezwała się ponownie.
- Ale, ja nie chcę! Nie mogę cię skrzywdzić - krzyknęłam zirytowana.
Może i spędziłam z nią niewiele czasu, ale przywiązałam się. To ona powiedziała mi prawdę o moim pochodzeniu, o tym wszystkim. Ona uratowała mnie od Fasthora. Miałam ją teraz zabić? Przecież nawet gdybym chciała, nie mogłabym. Kogoś innego owszem, ale nie ją.
Kobieta przytuliła mnie i uśmiechnęła się.
- Przeżyłam już swoje. Wiem jednak, że i tak nie zdołasz tego zrobić. Dlatego mam plan - dodała.
Podniosłam na nią wzrok zdziwiona. Wiedziałam, że za chwilę poznam szczegóły tego planu, ale mimo to byłam zaskoczona. Jak miałabym przeżyć nie zabijając jej? W końcu o to w tym planie chyba chodziło, a może się myliłam i może wcale nie chodziło o ratowanie mnie ze śmierci, tylko pozwolić po prostu działać naturze.
Nie musiałam długo czekać, ponieważ od razu poznałam cały pomysł królowej. Wiedziałam co mam robić i jaka będzie jej rola w tym wszystkim. Nie byłam jednak pewna, że zadziała. Rzucał mnie na głęboką wodę, a w końcu to moje życie w tym magicznym świecie trwało dopiero kilka miesięcy - bardzo trudnych miesięcy.
Już miałam poderwać się z łóżka, na którym właśnie leżałam, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zaprosiłam tego kogoś do środka. Po chwili przekonałam się, że to nie kto inny, jak moja babcia.
- Witaj - powiedziała i uścisnęła mnie na powitanie. - Jak się czujesz? - dodała.
- Dobrze - powiedziałam lekko się krzywiąc.
Może i nie była to prawda, ale po co miałam ją denerwować. W końcu z pewnością miała więcej zmartwień na głowie. Po co dokładać kolejnych.
- Okej - spojrzała na mnie. - To może czas przejść do innych rzeczy - zawahała się na chwilę. - Wiem, co wydarzyło się u Fasthora.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Pewnie Anthony jej powiedział. No w końcu co się dziwić. Chciałam umrzeć w spokoju, poinformować Anthony'ego, żeby zachował tą informację dla siebie, no ale za późno. Już byłam właściwie pogodzona ze swoim losem, przynajmniej spotkałabym mamę.
Emmanuela uśmiechnęła się do mnie i wskazała naszyjnik, a właściwie medalion, który miałam na szyi. Julita dała mi go, aby uchronił mnie przed słońcem.
- Nikt mi nic nie powiedział - powiedziała odgadując moje myśli. - On cię wydał.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Bo niby jak miały wyglądać moje słowa? "Tak babciu umieram, moje zdanie na temat życia zmienia się co pięć minut, więc może cię zabiję, a może nie." Bo taka była prawda. Próbowałam sobie na siłę wmówić, że chcę umrzeć, spotkam mamę i będzie cudownie. Jednak nie byłam tego pewna. Miałam wolę życia. W końcu mam dopiero siedemnaście lat, a więc moje życie trwało jedynie jedną czwartą życia przeciętnego człowieka, a to było nie sprawiedliwe. Dlaczego mnie należała się mniejsza część? W końcu nie byłam aż taka zła, przynajmniej nie w ostatnim czasie. Czułam się strasznie.
- Wiem, co musisz zrobić... - w końcu Emmanuela odezwała się ponownie.
- Ale, ja nie chcę! Nie mogę cię skrzywdzić - krzyknęłam zirytowana.
Może i spędziłam z nią niewiele czasu, ale przywiązałam się. To ona powiedziała mi prawdę o moim pochodzeniu, o tym wszystkim. Ona uratowała mnie od Fasthora. Miałam ją teraz zabić? Przecież nawet gdybym chciała, nie mogłabym. Kogoś innego owszem, ale nie ją.
Kobieta przytuliła mnie i uśmiechnęła się.
- Przeżyłam już swoje. Wiem jednak, że i tak nie zdołasz tego zrobić. Dlatego mam plan - dodała.
Podniosłam na nią wzrok zdziwiona. Wiedziałam, że za chwilę poznam szczegóły tego planu, ale mimo to byłam zaskoczona. Jak miałabym przeżyć nie zabijając jej? W końcu o to w tym planie chyba chodziło, a może się myliłam i może wcale nie chodziło o ratowanie mnie ze śmierci, tylko pozwolić po prostu działać naturze.
Nie musiałam długo czekać, ponieważ od razu poznałam cały pomysł królowej. Wiedziałam co mam robić i jaka będzie jej rola w tym wszystkim. Nie byłam jednak pewna, że zadziała. Rzucał mnie na głęboką wodę, a w końcu to moje życie w tym magicznym świecie trwało dopiero kilka miesięcy - bardzo trudnych miesięcy.
***
Umówiłyśmy się z Emmanuelą, że spotkamy się w głównym holu w południe, aby zrealizować nasz plan, a właściwie to jej plan. Zmęczona i słaba doczłapałam się do określonego miejsca. Oczywiście babcia była już gotowa i z pewnością tylko czekała na mnie.
Znałam wszystkie szczegóły planu, ponieważ zostały mi dokładnie wyjaśnione. Każdy mój ruch musiał być dokładny bez żadnych pomyłek, dlatego też kiedy się przywitałyśmy od razu przeszłyśmy do działania. W końcu zostało już niewiele czasu. Czułam się coraz gorzej, a to nie wróżyło nic dobrego.
Oprócz nas w pomieszczeniu znajdował się również Anthony, co wcale mnie nie dziwiło. Podał mi nóż, który przed chwilą znajdował się na stoliku po jego prawej stronie. Nie pewnie odebrałam do niego narzędzie i przeszłam do działania. Emmanuela stanęła przede mną, a ja zaczęłam wymawiać modlitwę, którą parę godzin temu poznałam. To właśnie ona miała uratować nas obie od śmierci.
Następnie chwyciłam za nóż i zamykając oczy dźgnęłam nim moją babcię. Nie chciałam na to patrzeć, dlatego cały czas miałam opadłe powieki. Usłyszałam tylko cichy jęk kobiety i to jak odbija się od rąk Anthony'ego, który złapał ją, aby nie upadła na podłogę. Dalej odmawiałam modlitwy. Miały one wskrzesić królową, tak aby znowu była żywa. Miał to być pewnego rodzaju przekręt. Miała ona umrzeć, ale nigdzie nie było powiedziane, że nie może powstać z martwych. Tak więc musieliśmy wykorzystać to, że posiadam moc. Emmanuela w jednej ze starych ksiąg odnalazła zaklęcie potrzebne do wykonania tej czynności. Musiałam się go nauczyć. I tyle.
Nie byłam pewna działania tego wszystkiego, jednak babcia przekonywała mnie, że kiedyś również podobna rzecz miała miejsce i wszystko świetnie się udało. W końcu otworzyłam oczy, ponieważ skończyłam już wszystkie wersy i nie wiedziałam co dalej robić. Staruszka nadal była nie przytomna. Właściwie dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że dźgnęłam ją prosto w klatkę piersiową i nawet gdyby okazało się, że zaklęcie nie działa, nawet lekarz nie mógłby jej uratować. Krew zabarwiła całą jej złotą suknię i dłonie Antony'ego.
Spojrzałam na chłopaka w nadziei, że powie mi co mam teraz zrobić. Jego jednak mina wskazywała na to, że sam jest zagubiony. Nadal trzymał ciało kobiety i spoglądał na nią zaskoczony. Dlaczego się nie budziła? Może to chwilę trwało? Nie chciałam wierzyć, że umarła.
- Musimy ją zanieść na łóżko - powiedziałam. - Może za jakiś czas się obudzi.
- Okej - odpowiedział Anthony i od razu poszliśmy do sypialni staruszki.
***
Obudziłam się. Okazało się, że zasnęłam na krześle tuż przy babci. Podniosłam się i rozejrzałam. Kobieta nadal leżała na łóżku, blada. Po drugiej stronie siedział Antony. Spojrzałam na niego, a ten kiwnął tylko głową ze smutną miną, co musiało oznaczać, że nadal jest w takim stanie, w jakim była przed chwilą. Plama krwi zdążyła już zaschnąć. Spojrzałam na swoje ręce. Jak mogłam takie coś zrobić? Może ona po prostu mnie oszukała? Miałam ochotę płakać. Nawet nie miałam jak się nacieszyć tym, że będę żyła. Nie mogłam po prostu.
- Musimy powiadomić Caspiana - odezwał się w końcu, a ja na dźwięk tego imienia zamarłam.
Wiedziałam, że Caspian to mój ojciec z opowieści Emmanueli, jednak nie widziałam go ani razu w zamku. Myślałam, że pewnie umarł, albo mieszka gdzieś indziej. A teraz miałam go zobaczyć. Zastanawiałam się, dlaczego nie chciał ze mną rozmawiać, skoro cały czas był tutaj.
***
Gdy tylko Anthony przekazał mężczyźnie wiadomość o śmierci jego matki ten od razu zjawił się w jej sypialni. Nie zwrócił nawet na mnie uwagi tylko od razu podszedł do łóżka, na którym leżało ciało Emmanueli. Chwycił ją za rękę i pogładził po twarzy. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Kiedy w końcu trochę się uspokoił odwrócił się do mojego towarzysza.
- Kto jej to zrobił? - zapytał.
Posłaniec spojrzał na mnie, a ja na niego. Przełknęłam ślinę, w końcu nie miałam powodu, aby ukrywać prawdę. To był wypadek, a wypadki się zdarzają.
- To ja - odpowiedziałam na zadane pytanie, a wtedy Caspian spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiły się małe iskierki.
Cześć. No to mamy kolejny rozdział. Nie podoba mi się zbytnio, po prostu strasznie brakowało mi słów do opisu. Jednak coś się zaczęło dziać. Mamy śmierć królowej, powrót ojca. I zobaczymy co będzie dalej. Długość trochę krótka, ale był to zamierzony efekt, ponieważ nie chciałam opisywać kolejnych zdarzeń, bo to trwałoby już trochę za długo. Kolejny rozdział planuję w przyszłym tygodniu :)