Rozmyślanie o śmierci jest rozmyślaniem o wolności.
- Jim Morrison.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Leżałam na łóżku, którego wygoda miała wiele do życzenia. Już teraz czułam okropny ból pleców. Znajdowałam się w pokoju, a właściwie w jakiejś ruderze. Wyglądało tutaj, jakby ktoś chciał zacząć robić remont. Ściany miały siwy odcień. Nie było tutaj żadnych mebli, no oprócz tego jednego łóżka, na którym właśnie leżałam. Nie pamiętałam nic z ostatniego wieczoru. Nie wiedziałam, jak trafiłam do tego pomieszczenia. W mojej głowie cały czas krążyło jedno zdanie: "Witaj w piekle". Potem film się urwał. Miałam tylko nadzieję, że nie dostałam żadnej tabletki gwałtu, czy czegoś podobnego.
Moje przemyślenia przerwały głosy dochodzące z niedaleka. Po chwili namysłu dokładnie zlokalizowałam kierunek dochodzących rozmów. Przyłożyłam głowę do ściany znajdującej się po prawej stronie i zaczęłam się przysłuchiwać.
- Jesteś nienormalny - odezwała się jakaś kobieta. Była to pewnie dziewczyna, którą poznałam wczoraj. - Jak mogłeś jej powiedzieć, że jest w piekle?! Jeżeli chciałeś już ją tutaj trzymać to chociaż mogłeś udawać, że jest to kraina szczęścia - dodała zirytowana.
- Nie wtrącaj się - był to z pewnością Fasthor. - Ja tu jestem królem, a ty jako moja młodsza siostra masz się mnie słuchać. Jeżeli coś ci się nie podoba zawsze możesz wrócić do życia w lesie - po tych słowach usłyszałam śmiech mężczyzny.
- Jesteś bezczelny - dodała dziewczyna.
Później rozmowa ucichła. Brunetka pewnie opuściła pomieszczenie tak jak wczoraj. Widać było, że jest typem buntowniczki i nic jej się nie podoba. Według mnie nie było to za ciekawe podejście do życia. Jednak w takiej zwariowanej krainie wszystko mogło być możliwe. Szczerze, to miałam już ochotę wrócić do domu. Miało być kolorowo, jednak nic z tego nie wyszło.
Widziałam, ze nikt nie ma zamiaru się tutaj mną zająć, więc postanowiłam zagłuszyć myśli cudownym snem. Liczyłam, że gdy się obudzę będę znowu na ziemi i wraz z przyjaciółmi będę bawiła się na mojej imprezie urodzinowej, która miała się odbyć już jakiś czas temu.
***
Znajdowałam się ponownie w zamku Emmanueli. Stałam na środku głównego holu. Wiele ludzi krzątało się tutaj nie wiadomo z jakiego powodu, ale nikt mnie nie widział. Nikt nie podniósł na mnie wzroku, ani się nie odezwał. Próbowałam sama skupić ich uwagę na mnie szturchając ich lub zagadując, jednak zdało się to na marne. Postanowiłam przemierzyć kolejne korytarze w nadziei, że może tam ktoś mnie dostrzeże. Niestety tak się nie stało. O dziwo, jeden ze służących przeszedł przez moje ciało nic nie czując. To było straszne. Nie wiedziałam co się dzieje.
W końcu dostrzegłam Emmanuelę, która szła tuż obok Anthony'ego. Na jej twarzy nie było uśmiechu, który sprawiał, że wyglądała młodo. Pod oczami miała ogromne zmarszczki, które oznaczały, że nie spała ostatniej nocy. Szła pośpiesznie nie zwracając uwagi na grację i prezentację. Co się z nią działo? Co chwilę mówiła coś do Anthony;ego, który również nie wyglądał dobrze. Jego strój był wymięty. Jego zapach nie był zbyt świeży. Twarz miał zmartwioną. Na jego czole pojawiły się kreski, których nigdy wcześniej u niego nie spostrzegłam. Stanęłam przed nimi i zaczęłam wymachiwać rękoma. Miałam nadzieję, że może oni mnie poznają. Jednak tak jak wcześniej w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi.
Zaczęłam zastanawiać się o czym w tym wszystkim chodzi. Dlaczego oni nie mogą mnie zobaczyć i dlaczego wszyscy są tak zmartwieni i przejęci. Dogoniłam babcię i jej towarzysza. I szłam tuż obok nich nasłuchując ich rozmowy.
- Jak mamy znaleźć miejsce, w którym znajduje się Fasthor? Przecież to jest niemożliwe! - wykrzyczał Anthony.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Chłopak zapomniał o swoich wieśniackich zwrotach w stylu: "Tak, Władczyni", czy innych podobnych. Kobieta nawet nie zwróciła na to uwagi - nie upomniała go, tylko dalej kontynuowała rozmowę.
- Wiem, że jest to trudne, ale muszę uratować Felicity. Mam nadzieję, że nic jej nie jest - dodała ze łzami w oczach.
- Nie ma jednak pewności, że jest u Fasthora - powiedział Anthony spoglądając na królową.
- A gdzie indziej miałaby być?! - wykrzyknęła kobieta.
Spojrzałam na parę. Czyżby oni martwili się o mnie? Uśmiechnęłam się do siebie, ponieważ poczułam się ważna. Może i moi ziemscy rodzice zabierali mnie do lekarzy, ale nigdy tak strasznie się nie martwili. Było to bardziej udawane zmartwienie niż rzeczywiste.
Jednak ja byłam tutaj w królestwie obok mojej babci, a ona przejmowała się moim losem. Musiałam ukoić jej ból i pokazać, że tu jestem i wszystko ze mną w porządku. Tylko jak? Gdy tylko zaczęłam się zastanawiać nad rozwiązaniem problemu obok mnie pojawiła się kobieta. Była to moja biologiczna matka. Spojrzała na mnie i objęła ramieniem. Podniosłam wzrok na nią uśmiechając się, ponieważ poczułam jej dotyk. Poczułam jej miłość. Jej ręce były jak lekarstwo na okropną ranę.
- Co się tutaj dzieje? - zapytałam w końcu po kilku minutach ciszy.
- Umierasz Felicity - odpowiedziała kobieta.
Na jej twarzy nie było widać jednak smutku. Uśmiechała się promiennie cały czas trzymając dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam na nią zaskoczona, jednak nie byłam zdenerwowana - nie bałam się. Tylko dlaczego umierałam? Przecież nie byłam chora. Wszystko było ze mną w porządku. I dlaczego byłam tutaj?
- To jest sen przedśmiertny - powiedziała moja towarzyszka uprzedzając moje pytanie. - Kiedy umieramy zjawiamy się przy bliskich, po to aby pomóc im w cierpieniu - dodała.
- Jak mam im pomóc? - zapytałam.
- Po prostu bądź, oni czują twoją obecność - odpowiedziała.
Zamknęłam oczy i przytuliłam się do rodzicielki.
***
Usłyszałam głosy. Jednak żaden z nich nie należał do mojej matki, Emmanueli, czy Anthony'ego. O dziwo był to głos Jareda. Stałam w pomieszczeniu, w którym zostałam zamknięta prawdopodobnie przez Fasthora. Tym razem byłam przerażona, ponieważ widziałam swoje ciało, które leżało na łóżku. Druga ja miała zamknięte oczy i bladą twarz. Tuż przy łóżku stał brunet, który miał być moim opiekunem. Próbował ocucić moje nieprzytomne ciało. Jednak żadne jego próby nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Próbował klepać mnie po policzkach wykrzykując moje imię. Wszystko to szło na marne.
Widać było, że chłopak przejął się moją śmiercią, ponieważ na jego twarzy pojawiły się kropelki potu. Myślałam, ze rodzina ciemności nie miała uczuć i nie martwi się ofiarami. Jared jednak był tak pochłonięty ratowaniem mnie, że nie spostrzegł, że w drzwiach pojawił się Fasthor.
- Co ty robisz?- zapytał w końcu uśmiechając się szyderczo.
- Nie widzisz? Ratuję ją - odpowiedział zdenerwowany.
- Ona należy do świata magii. Nie da się jej uratować w taki sposób - odpowiedział nie za bardzo przejmując się problemem brata.
Jared przerwał swoje czynności i odwrócił się w kierunku starszego brata. Był zaskoczony jego odpowiedzią. Więc pewnie nie wiedział, że nie jestem tylko człowiekiem. Wraz z zaskoczeniem na jego twarzy pojawiło się zdenerwowanie.
- To wnuczka Emmanueli - powiedział Fasthor, nie czekając na odpowiedź brata. - Myślisz, że powiedziałbym prawdę normalnemu człowiekowi? - dodał.
- A więc skoro ona nie jest człowiekiem, to uratować może ją tylko.... - w tym momencie chłopak przerwał.
- Właśnie tak! - wykrzyczał jego towarzysz śmiejąc się. - To twój wybór braciszku. Możesz albo pozwolić jej umrzeć, albo zniszczyć jej życie. Powodzenia.
W tym momencie mężczyzna wyszedł z pomieszczenia zostawiając chłopaka samego. Ten usiadł na ziemi tuż przy łóżku. Zasłonił twarz rękoma. Widać było, że bił się z myślami. Ciekawe czym było to coś co miało mnie ratować. Jeżeli miałoby mi to zniszczyć życie to wolałabym już umrzeć. Nie chciałam w końcu złego życia. Nawet to życie w śmierci podobało mi się. W końcu mogłam spędzić miłe chwilę z mamą. Chociaż było mi szkoda Emmanueli i Anthony'ego. Wierze jednak, że poradziliby sobie beze mnie. W końcu nie byliśmy aż tak do siebie przywiązani.
W końcu Jared jednak wstał. Wyjął z kieszeni scyzoryk i przeciął sobie nim lekko nadgarstek. Natychmiast wypłynęła krew. Chłopak wziął kilka kropel czerwonej mazi na palec i zaznaczył moje czoło i policzki. Poczułam jak zaczynam znikać. To musiało oznaczać, że wracam do życia. Jednak nie było to zbyt miłe uczucie.
Otworzyłam oczy. Tym razem nie stałam przy łóżku tylko na nim leżałam. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie nie ujrzałam Jareda. Przetarłam dłonią czoło, a po chwili spojrzałam na rękę. Żadnego śladu krwi. A może to był tylko sen? Żyłam. Miałam nadzieję, że to nie będzie miało żadnych złych konsekwencji.
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz. Miał się pojawić na początku tygodnia. Jednak natłok obowiązków mi to uniemożliwił. Następny rozdział pojawi się już wkrótce. Mam teraz sporo czasu, ponieważ do końca roku mam już szkołę z głowy, ponieważ czekają mnie trzy tygodniowe praktyki :) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wydaje mi się, że był bardzo dynamiczny, a na tym bardzo mi zależało. czekam na komentarze.